słowa > wiersze

 

 

  

 

 

 

Obok

 

Patrzyli
na wschody słońca
choć oczy ich
nie widziały

 

codziennie
dotykali
psiego łba
choć dłonie ich
nic nie czuły

 

szli
od miejsca do miejsca
wszędzie
było im tak samo

 

 

 

Epicentrum

 

Ziemia jest bardzo duża
pola łaciate jak koń lub krowa
miasto powstaje wtedy
gdy wszystkie okoliczne drogi
spotkają się w jednym miejscu
możesz to łatwo sprawdzić
stając na szczycie wzgórza
we wczesne południe
Niebo jest jeszcze wyżej
i to sprawdzić łatwo
patrząc w górę
i podnosząc czapkę z ziemi

 

wy
odnajdujący swoje ciepłe domy
w labiryntach schodów
patrzcie
drogi wpadają w dolinę
z podróży
z wędrówki
podarte buty
dobrze
że wiosna niedługo

 

 

***

jestem cięciwą
na łuku Twego ciała
skręcony z organicznych włókien
twardy i ustępliwy
napięty i wibrujący
ciasno oplatam
dokładnie przywieram
to ja
naciągam Twe mięśnie
napinam Twą skórę
naginam powoli
do granicy krzyku

 

 


Żeby zmieniło się coś w tej materii

 

już powiedziałem
wszystko jest trochę jak
dziewczyna na wysokich obcasach
idzie sztywno - niepewnie
i nawet kiedy
opanuje trudną sztukę chodzenia
często jeszcze wykręca stopy
na krzywo ułożonych płytach chodnika
czasami


z włosami na wietrze
z włosami w łopocie
odezwie się gdy podejdziesz zachwycony
wcale niesłodkim głosem - spierdalaj - powie
bo nie lubi frajerów
tak to jest proszę Pana Pracownika Codziennego
i nie zanosi się na to
żeby zmieniło się coś w tej materii

 

 
 


 
Wesele w Haczowie

 

dęta orkiestra i państwo młodzi
weselnicy równym krokiem
pod górkę
gdzie kościół drewniany
wrósł w ziemię

 

chałupy białe
jak zmęczone zamodlone
baby
cisną się i przepychają
wzdłuż piaszczystej drogi
cień
otulił drzewa
choć sosny czerwone z upału
drgają w rozgrzanym powietrzu

 

coraz cichsza muzyka
coraz więcej pyłu
na weselnych butach
coraz bardziej wypłowiała trawa
moja stara koszula

 

 * * *
 

 

Późny wieczór mrozem dławi
Ból pustkowia w sercu niosę
Trudno pewny krok postawić
Ziemię śnieg pobłogosławił

 

Widzę światło poprzez drzewa
Droga mnie prowadzi prosta
Może znajdę między wami
Miejsce puste dla wędrowca

 

Może znajdę między wami
Ręce ciepłe, dłonie obie
Co uwolnią od ciężaru
Skrzynie myśli w mojej głowie

 

Co odgarną włosy smutku
Między światem a oczami
I osuszą lęku krople
Mojej twarzy mokry kamień

 

Pustką staję się powoli
Przemierzając ją niezmiennie
Gdzie me ciało, moja dusza
Kto me żebro wydarł ze mnie

 

Pustką staję się powoli
Kto się oprze tutaj pewnie
Nic go przecież nie zatrzyma
Przejdzie tak na wskroś
Przeze mnie